niedziela, 26 kwietnia 2009



Dzisiaj z Irminą, po krótkim pikniku na ławeczce w jednym z podwórzu przy Newskim, wybrałyśmy się na długi spacer.







"K sożaleniju den rozdenija tolko raz w godu" - pan spóźnił się dwa dni ale i tak miło było posłuchać na Newskim Prospekcie Piosenki Krokodyla Geni :)



Krokusy ze specjalną dedykacją dla Ciebie, Maminka!







Irmina mówiła, że jeszcze miesiąc temu chodziła w tym miejscu po lodzie.











Ci najbardziej spragnieni słońca Peterbużanie opalali się pod murami Twierdzy Pietropawłowskiej.

sobota, 25 kwietnia 2009

Wiosna wreszcie dotarła do Petersburga!!!!!!!

Po czym poznałam? Po tym, że wczoraj, idąc do pracy, pierwszy raz nie było kier na Newie, że nie klęłam na siebie, że nie wzięłam z Polski rękawiczek i czapki, że zimowe kozaki mogłam zostawić w szafie. Petersburg budzi się do życia i przygotowania do lata rozpoczęły się pełną parą. Ulicami przejeżdżają wielkie maszyny czyszczące, szlaufami obmywane są budynki, odmalowywane fikuśne poręcze mostków, myte wszystkie okna wystawowe, gzymsy, rynny, zdobienia. Nie wiem tylko czy żebrzący na Newskim beznodzy weterani też są oznaką wiosny, czy może wykorzystują przedświąteczny okres oczekiwania na Dzień Zwycięstwa. Bardzo zdziwiły mnie natomiast nocne przejażdżki na koniu po Newskim Prospekcie, co podobno też jest oznaką rozpoczęcia się sezonu. Podwożenie w ten sposób pijanych ludzi wracających z nocnych baletów, jest sposobem na niezły zarobek. Zabawnym widokiem jest galopujący po chodniku koń z dwoma osobami na grzebcie, przy czym ta druga przypomina raczej, uczepiony pierwszej, bezwładny worek ziemniaków.
Wczoraj w nocy poszliśmy nad Newę z nadzieją, że otwierają już te 14 z 396, znajdujących się w Petersburgu, mostów. Niestety okazało się, że w tym roku statki chcące przedostać się do jeziora Ładoga muszą poczekać dłużej, aż na rzece nie będzie lodu.
Wczoraj musieliśmy się także wyprowadzić na tydzień z naszego hostelu. Nasza młoda bizneswomen Katja (albo jak chłopaki wolą ją nazywać naszym Alfonsem) nie mogła się powstrzymać, gdy dostała propozycje wynajęcia całego hostelu grupie Holendrów, i zaproponowała nam w zamian swoje mieszkanie. Więc na ten czas wylądowaliśmy gdzieś na obrzeżach Petersburga z wielkim obrzydliwym kotem w mieszkaniu, o którego obecności już najwyraźniej Katja zapomniała nas poinformować.

Dzisiaj idziemy do Teatru Muzycznej Komedii na koncert Anny Marii Jopek. Mamy zaproszenia od samego Senatu RP!:) Kamila zaangażowała się w prace Związku Polaków w Petersburgu i że teraz trwają dni polskie, dzieje się wiele.

W niedziele jedziemy do Puszkina albo do Muzeum Politycznej Historii. Plany nie są jeszcze do końca sprecyzowane.

niedziela, 19 kwietnia 2009

Święta, święta i po świętach


Tutaj nikt tak nie powie, bo do świąt nie ma tygodniowych przygotowań z myciem okien, poszczeniem i wielkimi zakupami. Nie ma malowanych jajek i żółciutkich kurczaków na wystawach sklepów, a atmosfery przedświątecznej bieganiny nie czuć w ogóle. Gdy pytałam paru Rosjan jak spędzają Paschę to okazało się, że świętowanie ogranicza się jedynie do malowania jajek. O cerkwi nie ma w ogóle mowy. Za to w wigilię Paschy dosyć ostro wszyscy razem poimprezowaliśmy. Kluby i puby były przepełnione jak w każdy inny weekend.

Dzisiaj, w niedziele paschalną, wszystko było czynne - poczynając od straganików z matrjoszkami i spożywczakach kończąc na księgarniach i sklepach odzieżowych. Jedynie, w Soborze Kazańskim, obserwując kobiety z chustami na głowie całujące i na przemian wycierające szmatką ikony, można było odczuć, że rzeczywiście jest święto. Jednak i tak wciąż większość stanowili turyści.

Wieczorem Katja (właścicielka hostelu) zorganizowała dla członków klubu konwersacyjnego "Pascha party". Wspólnie ugotowali jajka, zjedli babkę i wypili winko, a później poszli do klubu. Myślę, i sami Rosjanie to przyznają, że sowieci bardzo skutecznie wykorzenili ze społeczeństwa religię.

czwartek, 16 kwietnia 2009

Plac Zwycięstwa i "rabocie miesto"


Zwiedzanie Petersburga zaczynam od obrzeży. Przejeżdżając metrem zaledwie 6 stacji od centrum znalazłam się na otoczonym szarymi blokowiskami Placu Zwycięstwa. Monumentalny pomnik tworzy mur w kształcie okręgu wewnątrz którego, na ścianach palą się ogromne pochodnie. W samym środku znajduje się rzeźba ofiar blokady. W czasie II wojny światowej od 8 września 1941 roku do 18 stycznia 1944 trwało oblężenie Leningradu przez wojska fińskie i niemieckie.

W wyniku bombardowań, głodu i chorób w przeciągu 900 dni w Leningradzie zmarło ok. 1 miliona osób. Dzisiaj wzniosły nastrój miejsca potęgowała muzyka, która, jak się później okazało wydobywała się z podziemi, gdzie, w muzeum, odbywał się koncert. Z pełną galerią orderów na piersiach grupa staruszków, pewnie jeszcze pamiętających owe wydarzenia, uroczyście odśpiewywała wojenne pieśni.
Pierwszy dzień w pracy - spóźniłam się 30 minut. Ale jak mnie już wcześniej uprzedzali inni praktykanci, Rosjanie nigdy nigdzie się nie spieszą, więc nikt nawet nie zauważył mojej nieobecności. Na miejscu rozpoczęła się akcja przygotowywania mojego miejsca pracy. Polegało to na poszukiwaniach w każdym pokoju, kącie, zakamarku biura czegoś co mogłoby być moim biurkiem (w rezultacie siedzę przy czymś bardziej przypominającym półkę), komputera (który nie działa) i krzesła (ze stołówki). Telefon jest wspólny dla 4 osób, a długopis muszę sobie chyba sama przynieść. Ogólnie z obecnego stanu rzeczy śmieją się sami pracownicy i wszystko tłumaczą "kryzysem".

O kryzysie też wciąż mówi szalona mama Katji (właścicielki hotelu) tłumacząc w ten sposób brak pralki. Antonina, bo tak kobieta ma na imię, jak się dowiedziała, że mówię po rosyjsku ustanowiła mnie administratorem hostelu i przede wszystkim tłumaczem. Mimo to wciąż, gdy przychodzi "w odwiedziny" krzyczy, mówi, zadaje pytania po rosyjsku do biednego Bena, Dereka, którzy speszeni jedyne co potrafią odpowiedzieć to "haraszo". A ona ma niezły ubaw, macha na nich ręką i śmieje się do mnie "oni nićevo nie ponimajut!".

środa, 15 kwietnia 2009

Privet!

Mimo tego, że jestem tu od zaledwie trzech dni, to tak naprawdę bloga powinnam już zacząć pisać parę tygodni temu - już wtedy rozpoczęła się moja rosyjska przygoda. Walka o zaproszenie z Rosji, boje z panem kurierem z DHL'u i potyczki w konsulatem rosyjskim na długo pozostaną w mojej pamięci.
Ale udało się! W niedzielę Wielkanocną o 5 rano, przy wątpliwej pomocy GPS'u, dojechaliśmy z Maćkiem na dworzec Zachodni w Warszawie. Godzinę później nadjechał wypełniony po brzegi autokar, a jak się później okazało byłam w nim jedyną Polką. Podróż upłynęła spokojnie... aż do granicy łotewsko-rosyjskiej. Tam od 2 w nocy czekaliśmy najpierw na zastępczy autokar (bo okazało się, że naszym, którym przejechaliśmy już Polskę, Litwę i Łotwę nie możemy wjechać do Rosji), później na paszporty, a na końcu wysiadka z walizkami, torbami, plecakami do kontroli. Najdziwniejsze było to, że Rosjanie, którzy byli większością w autokarze na żadnej granicy nie mieli takich problemów, jak przy wjeździe do swojego własnego kraju. Ale o 6 rano się udało! Wjechaliśmy do Rosji. Kiedy, co jakiś czas przebudzałam się, za każdym razem za oknem ciągnął się ten sam szary, ponury krajobraz niekończących się lasów. Psków przespałam, za to obudziłam się w Ludze - i pożałowałam. W sumie trudno powiedzieć, żebym sama się obudziła - autokar, który wjechał na zwykłą ubitą drogę gdzie dziurami były szczątki asfaltu, trząsł się koszmarnie. To było centrum Lugi.
A później lasy lasy lasy...
Na dworzec w Petersburgu przyjechał po mnie mąż Nataszy i od razu zawiózł do hostelu, który znajduje się w samym centrum miasta, przy kanale Moyka (przecznica Newskiego Prospektu). Tam czekała już na mnie Kamila - też praktykantka, która jest już tu od dwóch miesięcy. Opowiedziała mi o zwyczajach panujących w hostelu, a przede wszystkim o klubach konwersacji, które są tu dla mieszkańców zmorą. Żeby mieszkać za darmo w hostelu trzeba 2 razy w tygodniu prowadzić 3godzinne zajęcia konwersacyjne po angielsku dla Rosjan.
Później poszłyśmy coś zjeść i przeszłyśmy się na spacer po centrum, a wieczorem na moją imprezkę powitalną. Było mnóstwo ludzi, wreszcie poznałam Natasze!
Dzisiaj byłam pierwszy dzień w pracy. Narazie wszystko wydaje mi się czarną magią, ale myślę, że z czasem się oswoję. Głównie moim zadaniem będzie tłumaczenie tekstów z angielskiego na rosyjski i odwrotnie, szukanie sponsorów, organizacja konferencji itd. Zapowiada się ciekawie.
W weekend jedziemy do Carskiego Sioła.